Administracja Bidena rozważa przeprowadzenie kontroli fuzji, po której Elon Musk stał się właścicielem Twittera. Powód? Zaangażowanie Saudów oraz romanse Muska z Chinami.
Twitter w rękach Muska budzi obawy Demokratów
Mimo że jednym z pierwszych kroków, na które zdecydował się Musk zaraz po przejęciu kontroli nad medium, było wyrzucenie czołowych menadżerów, także tych odpowiedzialnych za blokadę konta Donalda Trumpa, to miliarder zaznaczył, że nie zamierza „automatycznie” odblokowywać wszystkich zbanowanych kont.
Jak uznał w jednym ze swoich tweetów, proces przywracania takich kont zajmie tygodnie, a odpowiedzialną za niego będzie specjalna „rada”. Pytany o to, czy na Twitter wróci m.in. były prezydent Donald Trump, Musk odpowiedział „gdybym dostawał dolara za każde takie pytanie, Twitter zarabiałby pieniądze”.
Powrotu Trumpa na błękitnego ptaka obawiają się przede wszystkim Demokraci, którzy uważają, że byłby to „skrajnie niebezpieczny” ruch, mogący doprowadzić – np. po przegranych przez Republikanów wyborach – do podobnych incydentów, jakie miały miejsce w 2020 roku, kiedy doszło do „szturmu na Kapitol”.
I choć obawy te nie są zbyt często wyrażane, a samo przejęcie Twittera przez Muska nie jest wiązane planami powrotu Trumpa na platformę, to nie milkną spekulacje, że były prezydent na Twittera wróci i to właśnie w tym celu Musk dokonał przewartościowanego zakupu.
Saudowie na Twittera wyłożyli prawie dwa miliardy
Transakcja opiewająca w sumie na 44 miliardy dolarów budziła ogromne kontrowersje w zasadzie od pierwszego dnia, w którym Musk wyraził chęć przejęcia platformy. Po miesiącach batalii ocierającej się także o sądy miliarder w ostatnich dniach października poinformował o „uwolnieniu ptaka”, co dało jasny sygnał, że Twitter został przejęty. Nie wyłożył na niego jednak wyłącznie własnych pieniędzy, ale także te pozyskane od inwestorów – nie tylko „rodzimych”.
W zakup Twittera zaangażowali się m.in. Saudowie, a także podmioty związane z Chinami, w których Musk posiada największą fabrykę Tesli, tę samą, o którą „troszczył się” tweetując, że „część Tajwanu powinna zostać oddana Chinom w ramach “opracowania specjalnej strefy administracyjnej”.
Według informacji przekazywanych przez zagraniczne media drugim co do wielkości udziałowcem Twittera jest holding Kingdom Holding Company, należący do saudyjskiego księcia Alwaleeda bin Talala, w którego posiadaniu są akcje platformy o wartości 1,89 mld dolarów. Jak wyliczył portal Roll Call, stanowi to aktualnie 4 procent kapitalizacji rynkowej Twittera. Warte podkreślenia jest jednak to, że blisko 17 procent udziałów Kingdom Holding Company posiada suwerenny fundusz majątkowy Arabii Saudyjskiej, kierowany przez księcia Mohammeda bin Salmana.
Innym z inwestorów, którzy wyłożyli dużą sumę na przejęcie Twittera (500 mln dolarów) jest założona w Chinach giełda kryptowalut Binance. I choć spółka zarzeka się, że nie prowadzi żadnych interesów w Chinach, obawy demokratów budzą biznesowe kontakty Muska z Szanghajem.
Apel o kontrolę transakcji
Po wyjściu na jaw podmiotów zaangażowanych w przejęcie Twittera – w szczególności właśnie Saudów – senator partii demokratycznej, Chris Murphy zaapelował o pilne wszczęcie śledztwa, którego celem byłoby sprawdzenie postanowień umowy Muska z inwestorami.
„Powinniśmy się martwić, że Saudyjczycy, których wyraźnie interesuje tłumienie przemówień politycznych i wpływanie na politykę amerykańską, są teraz drugim co do wielkości właścicielem dużej platformy mediów społecznościowych. W grę wchodzi wyraźna kwestia bezpieczeństwa narodowego i CFIUS powinien dokonać przeglądu”. – napisał na Twitterze Chris Murphy.
Senator poinformował jednocześnie, że w tym samym dniu zwróci się do Komitetu Inwestycji Zagranicznych (CFIUS) – odpowiedzialnej za kontrolę przejęć amerykańskich przedsiębiorstw przez zagranicznych nabywców – „o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie konsekwencji zakupu Twittera przez Arabię Saudyjską dla bezpieczeństwa narodowego”.
Według ustaleń The Washington Post, Komitet podległy resortowi finansów rozważa aktualnie, czy posiada odpowiednie uprawnienia do ewentualnej interwencji. Mimo że Musk jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, to CFIUS ma prawo wglądu w dokumentację transakcji w przypadkach, gdy podmiotami mniejszościowymi są udziałowcy zagraniczni.
Washington Post dodaje przy tym, że administracja Bidena stara się być w tej kwestii „delikatna”, by nie zarzucono jej „używania procesu bezpieczeństwa narodowego jako broni, atakującej Muska”.